Witajcie po długiej przerwie
wybaczcie nie obecność, ale trochę się działo i średnio miałam czas, aby coś tu napisać. Z czasem zaktualizuję tego bloga o minione wydarzenia.
Dziś chyba dość krótko opowiem o minionym weekendzie i pobycie w Opolu.
W Piątek 21.07 z pięcioosobową ekipą wyruszyłam do Opola na "IV indywidualne zawody w bowlingu osób niewidomych i słabo widzących o puchar miasta Opole". Impreza może nie aż tak ważna, jak Np. puchar polski, który też mam za sobą i który opiszę tu w późniejszym czasie, lecz my byliśmy tam już czwarty raz, a ja drugi. Zawszę to okazja do sprawdzenia swoich umiejętności no i do spędzenia inaczej wolnego czasu w okresie wakacji, co nie? Nadmienię jeszcze, że te zawody odbyły się kilka dni po moim zakończeniu szkolenia w Zakopanym, co mam zamiar również tu przedstawić, więc była to
okazja aby sprawdzić nowe poznane taktyki gry.
co się okazało?
Potwierdziła się moja opinia o tym, że dobrze mi się gra w Opolu. rok temu rzuciłam tam 494 punkty, nie pamiętam jakie dało mi to miejsce, ale zadowoliło mnie, bo osiągnęłam swój cel, jakim było przebicie 420 punktów.
Ok, przechodzę do części właściwej, czyli minionego weekendu w mieście wojewudztwa opolskiego. 🙂
Mówiłam, że dobrze mi się gra w Opolu, co teraz się potwierdziło. Za cel postawiłam sobie przebicie 500 punktów, choć koleżanki, które grają dłurzej ode mnie przekonywały mnie, że nie warto tak myśleć, bo się na to "napalę", a potem się rozczaruję. Doradzały, abym podeszła do tego na spokojnie, bez takiego nastawienia, lecz ja i tak, z tyłu głowy miałam swój cel o przebiciu 500 punktów.
Podczas rozgrywki zastosowałam nowy sposób gry, którego nauczyłam się w Zakopanym. Zdziwiłam swojego asystenta, gdy dowiedział się jak teraz gram, ale zgodził się na takie rozwiązanie, mówiąc, że ja byłam na szkoleniu i on teraz będzie mi mówił, co mam do dobicia i nic więcej. Wiecie, co? Ku mojemu zdziwieniu naprawdę ograniczył się do mówienia mi pozostałych kręgli, a nie do komentowania każdego rzutu, jak robił to w ciągu roku szkolnego. Miła odmiana choć na chwilę. Dzięki temu, że mogłam lepiej się skupić osiągnęłam wynik przebijający moją życiówkę, która dotychczas wynosiła 580, teraz wyniosła 610 punktów. Przypomnę, że rok temu w tym samym miejscu rzuciłam 494. Duży progres. Dało mi to 2 miejsce. Moje pozostałe koleżanki zajęły 3 miejsce z wynikiem 509 i 1 z 660. Brakowało mi więc 51 punktów, aby przebić koleżankę i być na pierwszym miejscu. Śmieję się tak, że będę na pierwszym miejscu kiedy ona pójdzie na "emeryturę", lub zrezygnuję, bo do póki ona gra ja nie mam szans.
Drugie miejsce sprawiło, że do domu wróciłam z pościelą, dyplomem i puchar w postaci kręgla. Tak, kręgla, nie żartuję, to był prawdziwy kręgiel. Kiedy robili nam zdjęcie, ktoś z grających, owiedział głośno:
– Dziewczyny mają teraz kręgla, żeby wiedziały do czego rzucają!
Ta uwaga wywołała śmiech większości zebranych, w tym i mój.
Po dekoracji, Mój asystent powiedział mi, że udowodniłam dzisiaj, że nie bez powodu otrzymałam wicemistrzostwo polski, o którym też napiszę w jednym z kolejnych wpisów.
Z Opola wracałyśmy w Niedziele o 11.31… przepraszam, raczej o 12.40, bo pociąg miał 70 minut opóźnienia. Nie może być podróży bez przygód.
Okazało się jeszcze, że wagon, w którym mieliśmy jechać, tóż przed Opoem został odłączony, a w jego miejsce doczepiono wagon 20. Na dworcu w Gdyni byłam pięć minut przed 20, a nie o 19,15, jak to było w rozkładzie, choć brawa dla maszynisty, który zmniejszył opóźnienie z 60 do 40 minut.
No dobra, to teraz na najbliższych zawodach trzeba przebić wynik 610? Hehe.
Miłego wieczoru
Pozdrawiam
Magda