Witajcie
Dzisiaj piszę raczej krótko przy okazji zastanawiając się nad własną postawą, jaką kolejny raz przejawiłam. Cała sytuacja, o której chcę wspomnieć działa się na tle szkolnym.
W miniony Poniedziałek pisałam test z j. angielskiego, lecz nie udało mi się go ukończyć. Nauczycielka uwzględniła to, że na maturze mamy więcej czasu na rozwiązanie arkuszu niż 40min. Jak również to, że ja pracuję nieco wolniej od innych i pozwoliła mi dokończyć test następnego dnia. Pocieszona tą myślą i możliwością uzbierania jeszcze kilku punktów, aby uzyskać pozytywną ocenę poduczyłam się jeszcze. Przyszedł czas ostatecznego zaliczenia sprawdzianu na koniec omawiania działu, dodam, że na szczęście to działo się rano, więc mogłam szybko to napisać i nie musieć obawiać się, czy dostatecznie się nauczyłam. Faktem jest, że kiedy już to napisałam byłam zadowolona, że w końcu mam to za sobą. W weekend poprzedzający uf sprawdzian stresowałam się najbardziej tym, że nie jestem w stanie zapamiętać reguł używania prostych czasów przyszłych, a przynajmniej tak mi się wydawało. Dwa dni później otrzymałam wynik owego testu: 61%=3+.
Ucieszyłam się tym bardziej, gdy się dowiedziałam, od nauczycielki, że najlepiej wyszły mi zadania z gramatyki/czasów przyszłych i słownictwa, czyli w zasadzie z tego, czego uczyłam się najbardziej i najwięcej się obawiałam oraz stresowałam. Pomijam fakt, że dział dotyczył sportu, czyli w zasadzie prostego słownictwa, lecz gorzej było z wspominanymi czasami przyszłymi. Co się jednak na martwiłam, na wkurzałam na swoją lekką ułomność wynikającą z niemożności zapamiętania reguł użycia owych czasów…
Wiadomość z Piątku, którą chciałam się także podzielić i która również dotyczy j. angielskiego jest taka, że w Czwartek pisałam jeszcze zaległy test, z którego otrzymałam: 53%=3. Dział dotyczył kultury, więc słownictwo już trudniejsze, niż to ze sportu, ale jak się okazało finalnie nie wyszło to tak źle. Przed dostaniem tego wyniku myślałam, że nie poświęciłam na naukę wystarczającego czasu i miałam lekkie wyrzuty sumienia, lecz jak się okazało znów niepotrzebnie. Z powodu przedmiotów maturalnych, bo do tych sprawdzianów z angielskiego dołączyła jeszcze w międzyczasie matematyka i związanych z nimi nerwów niestety we Wtorek, Środę i Czwartek bolała mnie głowa. To dlatego, że zbyt mocno się przejmowałam i pozwoliłam sobie na nagromadzenie mało optymistycznych myśli.
Wspomnę jeszcze wam ą tej sytuacji szkolnej: tydzień temu w Piątek prezentowałam temat na próbny ustny tym razem z j. polskiego. To było drugie podejście, ponieważ za pierwszym razem tak się tym wszystkim przejęłam, że się zacięłam, a później to już mi nawet nie zależało na tym, aby się odezwać i w rezultacie nie powiedziałam nic. Wracając jednak do Piątku tamtego tygodnia, powiedziałam sobie, że powiem, to co mam do powiedzenia i nie pozwolę, aby zapanowały nade mną emocję. Pomogło. Odezwałam się, przedstawiłam cały zaplanowany temat, lecz trochę poległam w części rozmowy z egzaminatorem, co w całości pozwoliło mi otrzymać ocenę 4. To nie znaczy, że z wyniku jestem nie zadowolona, przeciwnie, bardzo się z niego cieszę, lecz mam świadomość, że poległam na rozmowie i przynajmniej wiem, co muszę w przyszłości dopracować. Wcześniej czytałam sobie to kilkadziesiąt razy, aby zapamiętać napisany wcześniej tekst, a podczas pierwszego wystąpienia, a raczej jego próby, całkowicie poległam.
Dlaczego człowiek tak bardzo musi się przejmować/stresować do tego stopnia, że później nie ma już ochoty, aby robić cokolwiek innego? To u mnie raczej niestety powracająca tendencja. Ktoś z was potrafi mi wytłumaczyć jaki jest sens pojawiania się nerwów, skoro później okazuje się, że te były zupełnie niepotrzebne? Doświadczyłam tego na sobie wielokrotnie. Wtedy mówię sobie, że nie warto się tym przejmować i staram się przestać, ale jedynie na krótko mi się to udaje. Co o tym sądzicie, bo ja naprawdę nie umiem znaleźć w tej chwili odpowiedzi na to co jakiś czas powracające do mnie pytanie, czyli dlaczego człowiek tak się stresuję, skoro później wszystko układa się pomyślnie?
Co aktualnie? Aktualnie przygotowuje się do zdania podobnych zadań, staram się skupić na szkolę, choć jeszcze nie wygląda to tak jak powinno, nie mniej jednak próbuję posuwać się do przodu, a nie w tył i ku dołowi. Efekt? Jak można wywnioskować z powyższych informacji może być zadowalający, bo jak na razie pozytywny.
Odezwę się niebawem.
Pozdrawiam
Magda
Miesiąc: styczeń 2018
Witajcie
Nie sądziłam, że ten dzień będzie tak wyglądał, tak… hmm… przyjemnie.
Rano stwierdziłam, że jestem trochę nie wyspana, ale po śniadaniu to mi jakoś minęło, to znaczy nadal gdzieś tam było, z tym, że nie aż tak dokuczliwe. Nie musiałam się jakoś bardzo mocno śpieszyć, bo do szkoły, tak to już wcześniej wspominałam, we wtorki zawsze mam na 8:50. Na spokojnie wykonałam poranne czynności i na chwile włączyłam radio z komputera. Po chwili usłyszałam jedną z piosenek, które lubię. Samo to jak i świadomość, że mam na 2 lekcje i w tym czasie mogę zrobić coś jeszcze do szkoły wprawiła mnie w dobry nastrój. Oczywiście, tak jak chciałam, rano zrobiłam coś do szkoły i po dopakowaniu się poszłam do szkoły.
Na angielskim doświadczyłam ponownego przypływu endorfin (hormonów szczęścia). Na okres świąteczny pani od angielskiego zadała nam do zrobienia jeden z unitów. Zadań było sporo, czasem przy pracy nad nimi wkurzałam się na siebie, że czegoś nie rozumiałam, albo, że zadanie zajmuje mi dużo czasu, jednak jak się okazało dziś w szkolę warto było. Kiedy pani przeszła do mnie, spodziewałam się usłyszeć czegoś w stylu:
– Magda z całego unitu masz z piętnaście punktów.
Oto, co usłyszałam w rzeczywistości:
– Za cały unit można było zdobyć 99 punktów. Magda ty masz z całego unitu 63/64 punktów. Od 75 punktów stawiałam 4, więc tobie postawiłam 3. – Moja reakcja:
– Ile? Może Pani powtórzyć ile mam?
– 63/64 punkty, 3.
– Brawo Magda! – Reakcja jednego z kolegów.
– Sprawdziłam też wasze przyimki. To, co robiliście wczoraj… Magda tobie z przyimków postawiłam 4 minus. Trochę błędów było, ale ładnie zrobione.
Tak więc z angielskiego mam dwie pozytywne oceny, których się zupełnie nie spodziewałam, a zwłaszcza tego wyniku z unitu – 63/64 punktów. Serio myślałam, że będzie znacznie gorzej i tak, ja naprawdę niewierze w swoje możliwości, a później, koniec końców, się nimi zaskakuję.
Dwie kolejne lekcje minęły zwyczajnie, później, na polskim, coś tam powiedziałam kilka razy zgodnego z omawianym tematem, z czym zgodziła się moja polonistka. Nie żebym się jej jakoś specjalnie przymilała. Hehehehe.
Wczoraj zmienili nam plan lekcji, co nikogo z mojej klasy nie uszczęśliwiło. Wyobrażacie sobie to? Drugi semestr, klasie maturalnej zmieniają plan, o czym uczniowie dowiadują się, dosłownie, pięć minut przed lekcją. Na piątej lekcji mieliśmy mieć biologie, ale poszliśmy na angielski. Tą biologię będziemy mieć w Poniedziałek o 08:00, a matematykę wyrównawczą, którą mieliśmy o tej porze, mamy teraz mieć na ósmej godzinie lekcyjnej – 14:30/15:15. W Czwartek mieliśmy dwie godziny angielskiego pod rząd, a teraz druga z nich została przeniesiona właśnie na tą piątą godzinę lekcyjną w Poniedziałek. OK., będziemy kończyć o godzinę szybciej w Czwartek, ale za to, w moim przypadku, będę w szkolę przez 9 godzin od rana, bo po tej matematyce mam jeszcze śpiew. Ehh, coś za coś. Może z tym Poniedziałkiem nie będzie w cale aż tak źle. Cała klasa zgodnie stwierdziła, że wolała wcześniejszy plan, bez tych zmian, do czego przyznała się nam nawet pani od matematyki na dzisiejszej lekcji.
OK., trochę odbiegłam od tematu, jakim jest dzień dzisiejszy. No, ale to dla równowagi, aby nie było tak kolorowo. Hehe.
Wracając do meritum. Co wydarzyło się jeszcze dzisiejszego dnia?
Po lekcji języka ojczystego :), mieliśmy biologię, która również wpłynęła na mój dobry humor. Podtrzymanie tego stanu umożliwił mi fakt, że otrzymałam dwa plusy za aktywność. Powiedziałam definicję różnorodności biologicznej i spróbowałam z definicją allelu (zagadnienie z genetyki), czym zadowoliłam panią. 5 z aktywności u tej pani można otrzymać, kiedy uzyska się 3 plusy, więc mi do tego celu brakuje jednego plusa, o który nie wykluczone, że postaram się w Poniedziałek. Fakt, że już mam te dwa plusy zmotywuje mnie być może do przedsięwzięcia działań, aby uzyskać jeszcze jednego i te trzy zmienić na 5 z aktywności na lekcji. Spełnienie tego zamierzenia wiąże się z moim humorem aktualnego dnia, a zważywszy, że to będzie pierwszy dzień po zmianie planu, nie wiem jak będę nastawiona. Mały cel, ale finalnie pozytywnie wpływający na nastrój.
OK., na dziś kończę już chyba to swoje przynudzanie was tym wszystkim. 🙂
Od siebie życzę wam miłych dni. Niebawem, do końca tygodnia, znów się odezwę tutaj z czymś.
Na dzień dzisiejszy, optymistycznie nastawiona
Magda