Witajcie
Postanowiłam napisać wam jak wyglądał mój Wtorkowy dzień. Tamtego dnia dopisywał mi humor i jak wskazuję tytuł wpisu dzień zaliczyłam do udanych. Teraz mogę niemal z pewnością stwierdzić, że do miłych zaliczam ten mijający tydzień, choć jego jeszcze trochę zostało. W planach mam zamiar opisać jeszcze mój nieco nie typowy Czwartek i zrobię to w najbliższym czasie, chodzi mi tu o odstęp maksimum 48 godzin od momentu publikacji tego wpisu, aż do wspomnianego. Tyle z mojego pustosłownego, organizacyjnego gadania, już skupiam się na Wtorku.
Pomijam fakt, że tamtego dnia obudziłam się koło 06:50, co w internacie dla mnie znaczy porę śniadania i fakt, że powinnam być już ubrana na dole. Nie słyszałam nawet jak przyszła Pani o koło 06:30 i nas obudziła. Hmm, zaraz,
to wyglądało jakoś tak:
– dziewczyny? A co wy… Wstawać, śniadanie już jest. Szybko się ubierzcie i zejdźcie, tak?
Powiem tak, jak się obudziłam to przez chwile byłam zdziwiona i nie wiedziałam co się dzieję, lecz szybko oprzytomniałam i dostosowałam się razem z koleżanką do polecenia Pani. Pobiłam rekord. W okresie jesienno-zimowym zeszłego roku wstałam w internacie o 06:46.
Wtorek zawszę jest trochę fajniejszy od innych dni tygodnia, dlatego że to jedyny dzień, w którym mam do szkoły na 08:50, a nie na 8:00. Poranną godzinę wolnego spędziłam częściowo na nauce, a częściowo na słuchaniu muzyki. Mieliśmy mieć kartkówkę z wosu, więc wypadało coś sobie powtórzyć. Temat przeczytałam tydzień temu z trzy razy, ucząc się go, a we Wtorek dwa razy powtórzyłam i stwierdziłam, że coś tam wiem. Na kartkówce okazało się, że byłam jedną z trzech osób, która nauczyła się najlepiej, to znaczy na 4 z minusem.
Pierwsze lekcje minęły zwyczajnie, na języku angielskim dobre było to, że oddałam nauczycielce wypracowanie, jakie zadała nam na miniony weekend. Na wosie odbyła się wspomniana prze ze mnie wcześniej kartkówka i zaczęliśmy nowy temat, więc również zwyczajny przebieg lekcji, podobna zwyczajowość pojawiła się na przyrodzie o części geograficznej.
Ciekawy moment był podczas lekcji języka polskiego i to właśnie on był początkiem wejścia w doskonały humor. Zaczęliśmy omawiać lekturę "Przedwiośnie" i wspólnie stwierdziliśmy, że autor proponuje cztery alternatywne idee dla ustroju państwa polskiego po odzyskaniu przez nie niepodległości w roku 1918. Po tym wniosku Pani podeszła do tablicy i oświadczyła, że teraz ona zaprezentuje nam cztery sposoby na zdanie matury. Napisała coś na tablicy i ktoś z klasy przeczytał dla mnie na głos, więc usłyszałam: – PIWO. Wszystko napisane zostało wielkimi literami. Nauczycielka wyjaśniła swoją myśl:
P to pracowitość,
I to inteligencja,
W wiedza,
A O dowolna osoba z klasy miała coś zasugerować. Padło ogarnięcie, a potem optymizm. Bardziej spodobał się nam optymizm.
Zapamiętajcie: PIWO kluczem do wszelkich sukcesów, nie tylko na polu maturalnym.
To nas tak rozbawiło, że śmieliśmy się z tego przez ponad godzinę, więc na kolejnej lekcji zdziwiliśmy swoją postawą kolejnego nauczyciela.
– Co wy tacy dzisiaj głośni? Uspokójcie się. – Słowa niemal bez skuteczne. W zasadzie każdej osobie w klasie udzielał się powszechny wtedy dobry humor, który pozwolił zaprowadzić swobodną atmosferę na lekcji. Po wyjaśnieniu sytuacji nawet nauczycielka się krótko zaśmiała, słysząc o czterech rzeczach, które należy posiadać, jeśli się chcę zdać maturę.
Mieliśmy tak dobry nastrój, że nawet matematyka nam go całkowicie nie zniszczyła, choć ten osłabł. Tamtego dnia miałam bez przerwy sześć lekcji, a po nich godzinne okienko, więc dodatkowy aspekt potwierdzający miły przebieg dnia. Na ostatniej lekcji, czy też lekcjach, bo były ich dwie, miałam orientację przestrzenną. Właściwie odczuwam to jak godzinę, a nie dwie, ale OKEY. Zadanie jakie otrzymałam było proste i wykonywałam je wielokrotnie, ale oto jak można sobie urozmaicić niby prostą czynność:
Chodziło o to, abym poszła na dworzec główny PKP w Bydgoszczy i po dotarciu na odpowiedni peron wsiadła do pociągu, przeszła przez wagon i wysiadła. Banalne, nie? Ja zrobiłam to w sposób następujący: prawidłowo wsiadłam do pociągu i spytałam się instruktorki gdzie teraz, czy w prawo, czy w lewo. Usłyszałam, że tam gdzie chcę, więc poszłam w prawo. Otworzyłam drzwi, zrobiłam kilka kroków do środka wagonu i co? Okazało się, że weszłam do wagonu barowego. Wagon barowy? OKEY. trzeba tylko go przejść i wysiąść na końcu. Nic nie jest jednak aż takie proste.
Pomijam fakt, że pierwszy raz zdarzyło mi się przechodzić przez tego typu wagon. Przeszłam go i z myślą opuszczenia pociągu, znalazłam się za drzwiami warsu. Czy ta myśl była prorocza? Niestety nie, co stwierdziłam, gdy przebadałam najbliższe otoczenie laską. Owszem, znajdowało się tam jakieś obniżenie po prawej stronie i coś na kształt drzwi, ale to nie było to, czego szukałam. Według mojej oriętantki to wyglądało na coś w rodzaju wyjścia ewakuacyjnego. Chcąc nie chcąc zbliżyłam się do trzecich drzwi. Tym razem przecięłam wagon, który według oka Pani od orientacji wyglądał jak zaplecze warsu.
Wiecie, co się później stało? Pociąg raczył mnie wypuścić. Surprise. Hehehe. Stanęłam na peronie, poprawnie wysiadając z maszyny. Śmiałam się, że zrobiłam sobie i instruktorce wycieczkę po pociągu. Na koniec tego dnia dla relaksu poświęciłam czas na pisanie z kolegą.
Przyjemny i na początku lekko zwariowany dzień, prawda?
Pozdrawiam
12 odpowiedzi na “Zwariowanie-przyjemny Wtorek.”
Wow, spacer po pociągu to dobra przygoda.. 😀 Ja tak spacerowałam po tramwaju, tyle że ten mnie nie wypuścił,
a ruszył. 😀
O Jezu. Serio? wow. Spanikowałabym. Hehehe.
Hehe, no, ale komunikację miejską mamy za darmo, a pociąg jakby ruszył i byłby to Pendolino to koszt
wynosi chyba 650 zł. Sami płacimy, czy instruktor? XD
Hmm, ciekawy problem opłaty za pociąg pendolino w razie ruszenia podczas oriętacji. Pewnie by się wysiadło
na najbliższej stacji, choć nie wiem jak to jest akurat z tym pociągiem, bo nigdy nim nie jechałam.
Maszyna, do której wsiadłam była zwykłą Intercity do Warszawy, więc tu problemu jako takiego z biletami
myślę, że by nie było.
Pajper ciekawa propozycja, lecz poloniście by się ona mogła nie spodobać, chyba że jest to człowiek z
poczuciem humoru i dystansem, to wtedy może. Nawet jeśli coś z tgo by uznał, to i tak przedstawiłby swoją
wersję.
No, ja na ustnej sporo improwizowałam, na pisemnej też trochę, w obu przypadkach mówię o polskim 😀
A Twoj dzień rzeczywiście bardzo miły.
Dziękuję za komentarze. 🙂
Czasem improwizować trzeba, a ja nadal muszę się tego uczyć, bo tendencjonalnie odpuszczam w takich sytuacjach,
kiedy czegoś nie jestem pewna. Choć teraz trochę bardziej nauczyłam się strzelać np. w teście wyboru.
Dzień bardzo sympatyczny.
Mam nadzieję, że czeka mnie jeszczę kilkanaście tego typu dni. Będę starała się je opisywać, bo widzę, że jesteście zainteresowani.
Przynajmniej poznalaś Wars xd. No i te piwo jest niezłe.
Otuż to. heheheh.
No PIWO jest świetne, a jakże uniwersalne.