Kategorie
codzienna szarość, czyli życie zwykłej nastolatki

Ko odwiedził gdynie?

Witajcie
wreszcie. Wreszcie. Myślałam, że się tego już nie doczekam, ale to się stało.
Wkońcu Gdynia została zaszczyczona odwiedzinami… deszczu.
Tak. Deszczu, a właściie z lekkim toważystwem bóży. to znaczy gdzieś tam w tle lekko coś pogrzmiewa.
Pada, adekatnie nawet w odniesieniu do tego o czym pisałam wcześniej.
Nawet góra, przysłowiowe anioły, płaczą nad stratą jaka dotknęła środowisko rodzimej muzyki rockowej.

Pozdrawiam

Kategorie
codzienna szarość, czyli życie zwykłej nastolatki

Zdażyło mi się to, o czym tylko słyszałam.

Witajcie
piszę coś od siebie, będzie krótko, ale jednak.
Dziś zdażyło mi sie to, o czym tylko słyszałam od kolerzanki, poznanej w liceum.
Wracając z Wejecherowa, a konkretnie z miejscowości za nim o pięknej i nikomu nic nie mówiącej nazwie Bolszewo, nie dałam zarobić Szybkim Kolejom Miejskim. Tzn… ja chciałam, ale oni nie byli zainteresowani. Oto co się wydażyło:
– tak? Słucham Panią.
– Dobry wieczór. Ja poproszę bilet, niewidomy, pierwsza grópa do Gdyni Leszczynki.
– Yyy… to wie Pani co? Tu są takie siedzenia składane, po lewej i prawej stronie. Pani sobie tu usiądzie przy nas.
Ha. Wystarczy mieć białą laskę i odrobine szczęścia. 🙂
Jak mówiłam taką sytuacje na tej trasie: Wejecherowo – Gdynia i odwrotnie bardzo często miała poznana przeze mnie również niewidoma kolerzanka, która jeździ od jakiś 8 lat.
A ja chciałam zapłacić, co prawda grosze, ale chciałam, już miałam przygotowane pieniądze, a oni nimi pogardzili. To smutne. człowiek ma dobre chęci, a tak nimi pogardzą. 🙂
OKey, ich strata, a ja nic nie straciłam.
Życzę miłej nocy, Eltenowicze
Pozdrawiam

Kategorie
codzienna szarość, czyli życie zwykłej nastolatki Małe sukcesy Okazjonalnie Uśmiech proszę.

Matura? Maturka. Tak, to właściwsze nazwa, czyli moje odczucia i wrażenia po majowym egzaminie dojrzałości.

Witajcie,
egzamin dojrzałości za mną i wiecie co? Ja w cale nie czuję się dojrzalsza z tego powodu. Mam zacząć się niepokoić, czy to całkiem normalny stan rzeczy?
OK. oto opis jakże miłych pięciu dni z rzeczonym egzaminem i wszelkich związanych z nim odczuć i spostrzeżeń. Od siebie mogę wam życzyć tak jak zawszę miłej lub względnie miłej lektury tych treści. Jeśli zaczniecie, mam nadzieję, że dotrwacie do końca. Uwaga. Zaczynam!
Kiedy wszystkie zegary świata, mimo próśb wielu uczniów o zatrzymanie lub nagłe przyśpieszenie o co najmniej cztery godziny, wskazały 9:00, uczniowie, w ślad za pilnującą ich podczas pisania i obserwującą uważnie niczym erynia komisją, przekroczyli progi swoich sal, w których miał odbyć się ten przecież najważniejszy egzamin dojrzałości. Gdy jedna z eryniastych przedstawicielek komisji o przeciętnej budowie ciała zajęła miejsce na przeznaczonym dla siebie krześle, ono uznało, że nie zniesie gęstniejącej atmosfery napięcia i wytężonych godzin intelektualnej pracy osób zdających, od której również stężeje atmosfera Sali egzaminacyjnej, więc odmówiło oczekiwanego i zwyczajowego posłuszeństwa… załamało się, niezdolne podtrzymać ciężaru ani siedzącej na nim egzaminatorki, ani napięcia. I w tym momencie sukces! Cel przedmiotu użytkowego posiadającego cztery nogi, siedzisko i oparcie zwanego popularnie krzesłem został osiągnięty. Zmienił on miejsce pobytu, nie mogąc pełnić funkcji, dla której powstał oraz momentalnie rozluźnił swoim załamaniem napięcie panujące w Sali. Zdający wybuchneli niepowstrzymanym śmiechem, a biedna egzaminatorka otrzymała nowe krzesło, na którym ostrożnie usiadła. Wymieniony mebel spełnił swoją funkcję wzorowo i w brew obawą nie uległ presji przebiegającego egzaminu maturalnego z matematyki, lecz za jego przykładem nie poszła druga z członków trzyosobowej komisji, jej kondycja psychofizyczna również okazała się odrobinę zbyt słaba do spełnienia powierzonego zadania: czuwania nad bezpieczeństwem zdających. W konsekwencji pojawili się ludzie w białych fartuchach, bynajmniej nie kucharskich i nagle osłabioną egzaminatorkę zabrali ze sobą w celu przywrócenia jej do czasów rzeczywistych, z których postanowiła zrezygnować.
Powyższa sytuacja nie przydarzyła się na moim egzaminie, ale u koleżanki i kolegów, a ja zostałam później o niej poinformowana. OK., tym opisem odbiegłam trochę od tematu tego wpisu, tak więc do meritum powracając, a właściwie je rozpoczynając.
U mnie całość egzaminów przebiegła spokojnie, bez takich przygód. Żaden sprzęt się nie zbuntował. Nawet mój prywatny komputer tego nie zrobił, a jemu się to zdarza, gdyż pozwolono mi pisać egzamin na własnym sprzęcie. 04.05. Miałam prawdziwy maraton – dzień egzaminu z języka polskiego: najpierw od 9:00 podstawę, a później od 14:15 planowo do 18:45 rozszerzałam się w tej płaszczyźnie. Za radą swojej polonistki, która towarzyszyła nam przed każdym egzaminem pisemnym od godziny 8:00 do jego rozpoczęcia, jak i z własnego doświadczenia, najpierw zaczęłam pisać wypracowanie. Wybrałam temat pierwszy, czyli rozprawkę z motywem tęsknoty na podstawie Lalki" Prusa". Temat OK., dobrałam do niego grecki mit o Odyseuszu, jako tęsknoty bohatera za ojczyzną, gdyż tego dotyczył podany fragment "Lalki", a w przytoczeniu własnego zdania o tęsknocie, co do jej wartości budującej bądź osłabiającej człowieka, stwierdziłam, że to zależy od rodzaju tego uczucia i od człowieka, czasem nas buduje, jak w przykładach, a czasem nas rujnuje, choć w czasach obecnych to częściej widzimy, że tęsknota rujnuje.
Egzamin rozszerzony za to dotyczył napisania rozprawki z wątkiem poezji w tle, a dokładniej, tu coś dla Kuby – Ambuloceta, poezji a filozofii, lecz tak zostało to napisane, że nie byłam w stanie wyłonić z tekstu głównej jego myśli, więc wybrałam temat drugi TZN. porównywanie wierszy, których tematem była bieda. Stwierdziłam tam, że w wierszach jest więcej różnic, niż podobieństw, choć te również się pojawiają. Ogólnie mówiąc, to z rozszerzenia jestem zadowolona i ciekawi mnie ile uzyskam z niego procent. Na początku tego egzaminu powiedziałam do komisji, że będę siedziała do końca i jak wspominałam zaczęłam o 14:15, a skończyć miałam o 18:45. Myślicie, że byłam słowna i skończyłam 15 minut przed 19? Odpowiedź brzmi: nie. W rzeczywistości rozszerzenie, które tak właściwie zaczęłam pisać o 15, bo wcześniej próbowałam zrozumieć tekst o poezji a filozofii oraz zinterpretować dwa wiersze i z uśmiechem odezwałam się do komisji o 18:05:
_ Proszę Pani?
– tak?
– Mam dobrą wiadomość… skończyłam.
Drugiego dnia egzaminów: 07.05 niewyraźna mara przestała być marą, a stała się lekko przerażającą rzeczywistością rzucającą posępny cień na najbliższe godziny. Część matematyczną, ponoć królowej nauk, bo to właśnie o niej mówię, zdawałam w piśmie punktowym, bo na komputerze, jak dla mnie byłoby to niemożliwe. Z pośród 34 zadań, 25 było zamkniętych na A, B, C, D. Jestem z siebie dumna, bo zrobiłam wszystkie 25 zamkniętych zadań. Części byłam pewna, a część strzelałam, w sumie to większość, bo w całym arkuszu dużo było w tej części dziwnej geometrii, ale może coś z tego będzie.
Najbardziej ciekawa jestem jednak wyników egzaminu maturalnego pisemnego, który odbył się następnego dnia, czyli z języka angielskiego. Jestem pewna, że kilka zadań rozwiązałam dobrze. Matura z angielskiego składa się z trzech części i na nią jest mniej czasu, niż na pozostałe egzaminy. Zamiast czterech godzin, jakie przysługiwały mi dotychczas po wydłużeniu czasu, maksymalny czas wynosił trzy godziny lub nawet dwie i pół. W pierwszej części jest słuchanie, odpowiedzi: ABCD, lub wybiera prawda, fałsz, w drugiej części to zadania też raczej zamknięte, lecz na gramatykę, słownictwo ITP., trzecią i ostatnią częścią jest napisanie e-maila. Łącznie zadań było dziesięć: trzy ze słuchania, sześć gramatyczno-stylistycznych, na rozumienie tekstu i jedno zadanie z pisania. Pisanie dotyczyło uczestnictwa w kursie językowym: opisz miejsce, w którym jesteś/krajobraz, zalety tego kursu językowego, kwestie zakwaterowania na czas kursu oraz trudności jakie napotkałeś podczas kursu. W sumie to zadanie nie było takie złe. Opisałam jakoś ten krajobraz, lecz obawiam się, że potraktują to bardziej jako odniesienie, bo powiedziałam geograficznie gdzie się znajduję i wspomniałam, że miejscowość otoczona jest lasem i kilkoma jeziorami. Nie wykonałam jednego z tych czterech podpunktów, tego o problemach jakie napotkałeś podczas kursu, ale pozostałe wykonałam, tak więc, coś z tego będzie. Naprawdę jestem ciekawa wyniku procentowego z angielskiego.
Na koniec, tak kończę już, nie zamęczam was przydługim wywodem, odbyła się część ustna egzaminu dojrzałości. U mnie w Bydgoszczy przypadło to na tydzień po zakończeniu ostatniego egzaminu pisemnego: 15.05 ustny z języka angielskiego i 17.05 z języka polskiego. Z obydwu tych egzaminów jestem zadowolona, gdyż to jedyne egzaminy, których rezultat dostaje się popołudniu tego samego dnia. Tak więc: angielski 40%, a polski 95%. Na całej maturze progiem gwarantowanym, aby zdać jest 30%, nie licząc jak na razie rozszerzenia, które tego progu nie ma wcale.
Dodam jeszcze, że do całej matury podeszłam spokojnie, na zasadzie kolejnych kilku testów, które trzeba napisać i jakoś zdać. Bardziej się denerwowałam przed samym Majem, niż w jego trakcie. Obawiałam się tylko z angielskiego, lecz tu chodziło bardziej o to czy zdążę i okazało się, że mi się udało.
Odezwę się niebawem, w przeciągu dwóch następnych tygodni. Liczę na to, że jakoś skomentujecie otrzymany opis połowy Maja tego roku.
Teraz pozostaje mi już tylko czekać na wyniki owego egzaminu dojrzałości: 03.07.2018 i cieszyć się z wakacji.
Magda

Kategorie
codzienna szarość, czyli życie zwykłej nastolatki Piosenki z przekazem Uśmiech proszę.

Element programu artystycznego ze studniówki.

Witajcie
Jako, że w miniony Piątek 09.02 w mojej szkole odbyła się studniówka prezentuję wam moje dzieło z tym
związane.
Stworzenie tego tworu zajęło mi ? godziny z Soboty, ale warto było poświęcić na to ten czas. Nie dość, że mnie osobiście, jako autorce podobał się ten tekst, to jeszcze zyskał uznanie nie tylko mojej klasy, wychowawcy, ale i całej zgromadzonej podczas balu maturalnego widowni, na którą składały się osoby około 25 uczniów i do 30 nauczycieli przedmiotowych oraz internackich i dyrekcji …

Tekst, który znajdziecie pod tymi wszystkimi zdaniami właściwie oddzielony opowiada o naszych zmaganiach z przedmiotami maturalnymi. Słowa zostały napisane pod melodię piosenki Maćka Maleńczuka "Ostatnia nocka", co jest bardziej znane z początkowych słów: "Boli mnie głowa i nie mogę spać".
Hmm, co tu jeszcze mogę napisać. Z tym tworem odbyły się trzy, tak dokładnie trzy próby. Efekt finalny możecie zobaczyć, jeżeli jesteście zainteresowani, a dodam, że warto to posłuchać, na fb Kujawsko-Pomorskiego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego Numer 1 Dla Osób Niewidomych i Słabo Widzących Imienia Louisa Braille'a w Bydgoszczy (w skrócie PKOSW nr. 1 im/ L. Braille'a). Jakość może i nie jest najlepsza, ale biorąc pod uwagę niektóre filmiki, na które się natknęłam, to, to i tak jest w dobrej jakości. Nie wiem jako to będzie z wami, ale ja tekst z nagrania jestem w stanie zrozumieć, może to dlatego, że jestem jego autorem? To co jest na szkolnym fb jest tylko fragmentem, tak od połowy tekstu i niestety bez czwartej zwrotki, bo operator sprzętu wyciszył nam podkład, mylnie sądząc, że to już koniec, a wszyscy zaczęli klaskać, więc my już nie prezentowaliśmy ostatniej zwrotki, czego trochę żałuję, ale i tak uważam występ za udany.
Niech ktoś mi teraz powie, że nie da się przygotować programu artystycznego w tydzień. Można, a moja klasa to udowodniła, finalnie
przewyższając oczekiwania zgromadzonych gości. Teraz na poważnie, mimo wszystko nie polecam takiego rozwiązania.
OK., przerobiony przeze mnie tekst zamieszczam poniżej. Miłej lektury. Jestem ciekawa waszych komentarzy. Ahh, stwierdzenia jakie w nim się pojawiają są autentyczne, w szczególności mówię tutaj o początku tego utworu.

Już po północy i nie mogę spać,
na dziś oddaję z polskiego rozprawkę.
Napisać tekst – 250 słów,
Czasem to w cale nie jest takie łatwe.

Wokół mrok, mrok, mrok, a ja siedzę sam.
Liczba słów lekko się nie zgadza,
Ale ja już wiem, patent na to mam:
Tekst się powiększy, będzie może 2.

No i cóż, jak będzie źle,
to się poprawi. Poprawi się, co to jest?

Ostatnią dobę na naukę mam.
Kpi sobie ze mnie ta matematyka.
To chyba jakiś obcy język jest?
Logarytm, ciąg – wszystko mi się miesza.

Tylko noc, noc, noc, Znowu zadań stos,
Chyba o pomoc poproszę kolegę, no bo przecież on
Rozszerzenie ma.
Ajj! Pani profesor chyba znowu mnie obleje.

Ale cóż, jak będzie źle,
to się poprawi. Poprawi się, co to jest?

Boli mnie głowa i nie mogę spać,
Bo w tym tygodniu test z angielskiego.
Słówek do nauki bardzo dużo jest,
jak ja się mam nauczyć wszystkiego?

Siedzę dzień, noc, dzień próbuję uczyć się,
Lecz jak na razie marnie mi wychodzi.
Nie tylko słówka, gramatyki też,
Lecz ona średnio do mej głowy wchodzi.

Ale cóż, jak będzie źle,
to się poprawi. Poprawi się, co to jest?

Skończy się Maj, uśmiechniemy się,
Egzaminy w końcu za nami,
A wy w tej szkolę dalej męczcie się.
My na wakacje najdłuższe ruszamy!

W końcu pół, pół noc, wyniki już mam.
Tak cały miesiąc się obawiałem, no i co,
co, co? Zaraz dowiem się.
Drżącymi dłońmi rozrywam kopertę,

Oh nieee, znów przeżyć to?

To chyba zły sen?

Taaak! Bo wszyscy zdaliśmy!

Kategorie
codzienna szarość, czyli życie zwykłej nastolatki Okazjonalnie statusy i sygnatury - z kąd pomysł?

Status – 07.02.2018r.

Ktoś opuścił świat, nie ma go wśrud nas. Poznał inny, tak zwany raj… Strata.

słowa mojego autorstwa, które nagle mi do głowy wpadły.
Wczoraj dowiedziałam się, że odeszła jedna osoba z mojej rodziny, ktoś z kim byłam związana stosunkowo
silną więzią.
Tak, życie jest przewrotne. Dziś jesteśmy, a jutro nas nie ma. Urok życia.
Jedni się rodzą, a drudzy umierają, aby zrobić miejsce dla kolejnych. Oto nieprzerwany cykl życia.
Ehh.
Mam cię w sercu i wspomnieniach. W nich nigdy nie odejdziesz. Jeśli istotnie poznałaś tak zwany raj,
to chciałabym abyś była tam szczęśliwa i zdrowa, bo tutaj trochę ci tego zdrowia zabrakło.
Tęsknota, pamięć, miłość na zawszę.
Magda

Kategorie
codzienna szarość, czyli życie zwykłej nastolatki Małe sukcesy

Po co się tak martwić?

Witajcie
Dzisiaj piszę raczej krótko przy okazji zastanawiając się nad własną postawą, jaką kolejny raz przejawiłam. Cała sytuacja, o której chcę wspomnieć działa się na tle szkolnym.
W miniony Poniedziałek pisałam test z j. angielskiego, lecz nie udało mi się go ukończyć. Nauczycielka uwzględniła to, że na maturze mamy więcej czasu na rozwiązanie arkuszu niż 40min. Jak również to, że ja pracuję nieco wolniej od innych i pozwoliła mi dokończyć test następnego dnia. Pocieszona tą myślą i możliwością uzbierania jeszcze kilku punktów, aby uzyskać pozytywną ocenę poduczyłam się jeszcze. Przyszedł czas ostatecznego zaliczenia sprawdzianu na koniec omawiania działu, dodam, że na szczęście to działo się rano, więc mogłam szybko to napisać i nie musieć obawiać się, czy dostatecznie się nauczyłam. Faktem jest, że kiedy już to napisałam byłam zadowolona, że w końcu mam to za sobą. W weekend poprzedzający uf sprawdzian stresowałam się najbardziej tym, że nie jestem w stanie zapamiętać reguł używania prostych czasów przyszłych, a przynajmniej tak mi się wydawało. Dwa dni później otrzymałam wynik owego testu: 61%=3+.
Ucieszyłam się tym bardziej, gdy się dowiedziałam, od nauczycielki, że najlepiej wyszły mi zadania z gramatyki/czasów przyszłych i słownictwa, czyli w zasadzie z tego, czego uczyłam się najbardziej i najwięcej się obawiałam oraz stresowałam. Pomijam fakt, że dział dotyczył sportu, czyli w zasadzie prostego słownictwa, lecz gorzej było z wspominanymi czasami przyszłymi. Co się jednak na martwiłam, na wkurzałam na swoją lekką ułomność wynikającą z niemożności zapamiętania reguł użycia owych czasów…
Wiadomość z Piątku, którą chciałam się także podzielić i która również dotyczy j. angielskiego jest taka, że w Czwartek pisałam jeszcze zaległy test, z którego otrzymałam: 53%=3. Dział dotyczył kultury, więc słownictwo już trudniejsze, niż to ze sportu, ale jak się okazało finalnie nie wyszło to tak źle. Przed dostaniem tego wyniku myślałam, że nie poświęciłam na naukę wystarczającego czasu i miałam lekkie wyrzuty sumienia, lecz jak się okazało znów niepotrzebnie. Z powodu przedmiotów maturalnych, bo do tych sprawdzianów z angielskiego dołączyła jeszcze w międzyczasie matematyka i związanych z nimi nerwów niestety we Wtorek, Środę i Czwartek bolała mnie głowa. To dlatego, że zbyt mocno się przejmowałam i pozwoliłam sobie na nagromadzenie mało optymistycznych myśli.
Wspomnę jeszcze wam ą tej sytuacji szkolnej: tydzień temu w Piątek prezentowałam temat na próbny ustny tym razem z j. polskiego. To było drugie podejście, ponieważ za pierwszym razem tak się tym wszystkim przejęłam, że się zacięłam, a później to już mi nawet nie zależało na tym, aby się odezwać i w rezultacie nie powiedziałam nic. Wracając jednak do Piątku tamtego tygodnia, powiedziałam sobie, że powiem, to co mam do powiedzenia i nie pozwolę, aby zapanowały nade mną emocję. Pomogło. Odezwałam się, przedstawiłam cały zaplanowany temat, lecz trochę poległam w części rozmowy z egzaminatorem, co w całości pozwoliło mi otrzymać ocenę 4. To nie znaczy, że z wyniku jestem nie zadowolona, przeciwnie, bardzo się z niego cieszę, lecz mam świadomość, że poległam na rozmowie i przynajmniej wiem, co muszę w przyszłości dopracować. Wcześniej czytałam sobie to kilkadziesiąt razy, aby zapamiętać napisany wcześniej tekst, a podczas pierwszego wystąpienia, a raczej jego próby, całkowicie poległam.
Dlaczego człowiek tak bardzo musi się przejmować/stresować do tego stopnia, że później nie ma już ochoty, aby robić cokolwiek innego? To u mnie raczej niestety powracająca tendencja. Ktoś z was potrafi mi wytłumaczyć jaki jest sens pojawiania się nerwów, skoro później okazuje się, że te były zupełnie niepotrzebne? Doświadczyłam tego na sobie wielokrotnie. Wtedy mówię sobie, że nie warto się tym przejmować i staram się przestać, ale jedynie na krótko mi się to udaje. Co o tym sądzicie, bo ja naprawdę nie umiem znaleźć w tej chwili odpowiedzi na to co jakiś czas powracające do mnie pytanie, czyli dlaczego człowiek tak się stresuję, skoro później wszystko układa się pomyślnie?
Co aktualnie? Aktualnie przygotowuje się do zdania podobnych zadań, staram się skupić na szkolę, choć jeszcze nie wygląda to tak jak powinno, nie mniej jednak próbuję posuwać się do przodu, a nie w tył i ku dołowi. Efekt? Jak można wywnioskować z powyższych informacji może być zadowalający, bo jak na razie pozytywny.
Odezwę się niebawem.
Pozdrawiam
Magda

Kategorie
codzienna szarość, czyli życie zwykłej nastolatki Małe sukcesy

Noworocznie od siebie, optymistycznie, czyli coś głównie o dzisiejszym dniu.

Witajcie
Nie sądziłam, że ten dzień będzie tak wyglądał, tak… hmm… przyjemnie.
Rano stwierdziłam, że jestem trochę nie wyspana, ale po śniadaniu to mi jakoś minęło, to znaczy nadal gdzieś tam było, z tym, że nie aż tak dokuczliwe. Nie musiałam się jakoś bardzo mocno śpieszyć, bo do szkoły, tak to już wcześniej wspominałam, we wtorki zawsze mam na 8:50. Na spokojnie wykonałam poranne czynności i na chwile włączyłam radio z komputera. Po chwili usłyszałam jedną z piosenek, które lubię. Samo to jak i świadomość, że mam na 2 lekcje i w tym czasie mogę zrobić coś jeszcze do szkoły wprawiła mnie w dobry nastrój. Oczywiście, tak jak chciałam, rano zrobiłam coś do szkoły i po dopakowaniu się poszłam do szkoły.
Na angielskim doświadczyłam ponownego przypływu endorfin (hormonów szczęścia). Na okres świąteczny pani od angielskiego zadała nam do zrobienia jeden z unitów. Zadań było sporo, czasem przy pracy nad nimi wkurzałam się na siebie, że czegoś nie rozumiałam, albo, że zadanie zajmuje mi dużo czasu, jednak jak się okazało dziś w szkolę warto było. Kiedy pani przeszła do mnie, spodziewałam się usłyszeć czegoś w stylu:
– Magda z całego unitu masz z piętnaście punktów.
Oto, co usłyszałam w rzeczywistości:
– Za cały unit można było zdobyć 99 punktów. Magda ty masz z całego unitu 63/64 punktów. Od 75 punktów stawiałam 4, więc tobie postawiłam 3. – Moja reakcja:
– Ile? Może Pani powtórzyć ile mam?
– 63/64 punkty, 3.
– Brawo Magda! – Reakcja jednego z kolegów.
– Sprawdziłam też wasze przyimki. To, co robiliście wczoraj… Magda tobie z przyimków postawiłam 4 minus. Trochę błędów było, ale ładnie zrobione.
Tak więc z angielskiego mam dwie pozytywne oceny, których się zupełnie nie spodziewałam, a zwłaszcza tego wyniku z unitu – 63/64 punktów. Serio myślałam, że będzie znacznie gorzej i tak, ja naprawdę niewierze w swoje możliwości, a później, koniec końców, się nimi zaskakuję.
Dwie kolejne lekcje minęły zwyczajnie, później, na polskim, coś tam powiedziałam kilka razy zgodnego z omawianym tematem, z czym zgodziła się moja polonistka. Nie żebym się jej jakoś specjalnie przymilała. Hehehehe.
Wczoraj zmienili nam plan lekcji, co nikogo z mojej klasy nie uszczęśliwiło. Wyobrażacie sobie to? Drugi semestr, klasie maturalnej zmieniają plan, o czym uczniowie dowiadują się, dosłownie, pięć minut przed lekcją. Na piątej lekcji mieliśmy mieć biologie, ale poszliśmy na angielski. Tą biologię będziemy mieć w Poniedziałek o 08:00, a matematykę wyrównawczą, którą mieliśmy o tej porze, mamy teraz mieć na ósmej godzinie lekcyjnej – 14:30/15:15. W Czwartek mieliśmy dwie godziny angielskiego pod rząd, a teraz druga z nich została przeniesiona właśnie na tą piątą godzinę lekcyjną w Poniedziałek. OK., będziemy kończyć o godzinę szybciej w Czwartek, ale za to, w moim przypadku, będę w szkolę przez 9 godzin od rana, bo po tej matematyce mam jeszcze śpiew. Ehh, coś za coś. Może z tym Poniedziałkiem nie będzie w cale aż tak źle. Cała klasa zgodnie stwierdziła, że wolała wcześniejszy plan, bez tych zmian, do czego przyznała się nam nawet pani od matematyki na dzisiejszej lekcji.
OK., trochę odbiegłam od tematu, jakim jest dzień dzisiejszy. No, ale to dla równowagi, aby nie było tak kolorowo. Hehe.
Wracając do meritum. Co wydarzyło się jeszcze dzisiejszego dnia?
Po lekcji języka ojczystego :), mieliśmy biologię, która również wpłynęła na mój dobry humor. Podtrzymanie tego stanu umożliwił mi fakt, że otrzymałam dwa plusy za aktywność. Powiedziałam definicję różnorodności biologicznej i spróbowałam z definicją allelu (zagadnienie z genetyki), czym zadowoliłam panią. 5 z aktywności u tej pani można otrzymać, kiedy uzyska się 3 plusy, więc mi do tego celu brakuje jednego plusa, o który nie wykluczone, że postaram się w Poniedziałek. Fakt, że już mam te dwa plusy zmotywuje mnie być może do przedsięwzięcia działań, aby uzyskać jeszcze jednego i te trzy zmienić na 5 z aktywności na lekcji. Spełnienie tego zamierzenia wiąże się z moim humorem aktualnego dnia, a zważywszy, że to będzie pierwszy dzień po zmianie planu, nie wiem jak będę nastawiona. Mały cel, ale finalnie pozytywnie wpływający na nastrój.
OK., na dziś kończę już chyba to swoje przynudzanie was tym wszystkim. 🙂
Od siebie życzę wam miłych dni. Niebawem, do końca tygodnia, znów się odezwę tutaj z czymś.
Na dzień dzisiejszy, optymistycznie nastawiona
Magda

Kategorie
codzienna szarość, czyli życie zwykłej nastolatki Okazjonalnie

Znów życzenia noworoczne.

Hello, Elten
Happy new year everybody! 🙂
Hehe. OK. To teraz po ojczystemu.
W nowym 2018 roku życzę wam Eltenowicze zdrowia, przede wszystkim. Odrobiny szczęścia, siły na walkę z wydarzeniami nowego roku. Walczcie o swoje marzenia, bądźcie odważni, bo na własnym przykładzie wiem, że odwaga w życiu się przydaje.
Chciałabym, abyście w tym roku spełnili, choć część swoich marzeń i postawionych przed sobą celów. Optymizmu w sercach i w myślach oraz zaakceptowania samego siebie w 100%.
Barwnych dni i całych miesięcy w 2018 roku.
Tego wszystkiego życzyłam wam ja
Postrzelona humanistka
Magda

Kategorie
codzienna szarość, czyli życie zwykłej nastolatki

Oto moje usprawiedliwienie.

Witajcie
Teraz piszę krótko, może następny wpis będzie dłuższy, jak znajdę czas i chęci, aby go stworzyć. 🙂
Mam nadzieję, że u was wszystko OK. U mnie nawet dobrze.
Dlaczego znów mnie tu nie było przez ostatnich kilkanaście dni?

Uwierzycie, jeżeli powiem, że chciałam tu zajrzeć? Nie wiem, czy mi uwierzycie, hmm, pewnie nie, ale tak właśnie było. Chciałam tu się zalogować, lecz program stwierdził, że mnie nie lubi i uniemożliwiał mi logowanie po przez aplikacje z pulpitu komputera. W chwili, kiedy klikałam na ikonę Elten na pulpicie, niby mnie logował, ale albo występował błąd, albo zalogował mnie na konto typu gość, gdzie okazało się, że nie mogłam nic zrobić. Po wejściu na jakąkolwiek listę, program informował mnie, że jest ona pusta. Po kilkukrotnych próbach, w końcu dziś zdecydowałam się sprawdzić wersje zainstalowane po przez wpisanie polecenia %appdata% i wejściu w folder Elten, następnie bin oraz ściągnięcia programu przy użyciu znajdującego się tam instalatora. Okazało się, że ten proces pomógł i jak na razie mogę korzystać z programu, nie stosując wyjścia awaryjnego, którym było ściągnięcie instalatora bezpośrednio ze strony internetowej aplikacji: www.elten-net.eu.
Pojawienie się tutaj oprócz problemów z samym programem uniemożliwiały mi trochę obowiązki szkolne, z którymi i teraz się zmagam, więc nie wiem, kiedy znów się tutaj pojawię i kiedy coś tu dodam nowego. Proszę, uzbroicie się w cierpliwość. Za wszystkie dotychczasowe zniknięcia przepraszam, ale nawet, jeśli znikam na jakiś czas, to w końcu wracam tak szybko jak tylko mogę. Najczęściej jednak, jak widzicie moje zniknięcia wiążą się albo z obowiązkami szkolnymi, lub z samym programem, który bywa złośliwy, tak jak jego twórca.
Pozdrawiam
Do jak najszybszego zobaczenia
Trzymajcie się

Kategorie
codzienna szarość, czyli życie zwykłej nastolatki

Nie ma tak dobrze, matematyki nie będzie… To znaczy, będzie, ale z przymusową przerwą.

Witajcie
Całe wydarzenie miało miejsce w środę 15.11Br. W osiem osób siedzieliśmy w jednej z szkolnych sal pustej o 16. Przyszedł studiujący absolwent, nawiasem mówiąc studiujący matematykę w Bydgoszczy i udzielał nam korepetycji z wspomnianego wyżej przedmiotu ścisłego. Tłumaczy nam coś o równaniach, o tym, że najpierw musimy mieć założenie, które można uzyskać w trzech przypadkach. Po pierwsze w tedy, gdy x jest w mianowniku, wówczas należy całe wyrażenie stojące w mianowniku przyrównać do zera i stwierdzić, że jest ono równe lub różne od niego, a następnie rozwiązać jak zwykłe równanie liniowe. Drugi warunek to, gdy x jest pod pierwiastkiem, wtedy pisze się, że x jest większe od zera i zwyczajnie rozwiązuje. Zaś trzecia ewentualność jest połączeniem dwóch wcześniejszych.
Właśnie w momencie, kiedy rozwiązaliśmy dwa przykłady, o omówieniu całej tej kwestii, i gdy na prośbę absolwenta do tablicy miała przyjść koleżanka i skończyła pisać przykład, wtedy właśnie zaszła konieczność zarządzenia przymusowej przerwy.
Dlaczego? O jaką przerwę chodzi?
Już wyjaśniam.
Jest godzina 17:25. W Sali siedzi siedmiu uczniów, dwie osoby stoją przy tablicy. Jedna z nich przy użyciu białego pyłku w postaci stałej stara się napisać coś sensownego na ciemnej powierzchni. Wszystkich przechodzi dreszcz i doświadczają zdziwienia, kiedy naglę względną ciszę, przerywa wzmacniający się dźwięk. Wszystkie osoby wychodzą skutecznie wywabione w chłodne popołudnie na boisko szkolne przez nieustępliwie i intensywnie wyjący w całym budynku alarm przeciwpożarowy. Stały tam przez około 10 minut, aż w końcu wróciły do środka opuszczonej chwile wcześniej szkoły. Mimo powrotu uczniów, alarm, wydobywając z siebie stałe, choć głośne dźwięki, nadal informował o zagrożeniu potencjalnym żywiołem. Wszyscy uczniowie, wcześniej przebywający na korepetycjach z matematyki wyglądali na rozkojarzonych, więc wkrótce zajęcia te dobiegły końca, choć mogłyby trwać jeszcze dłużej. Pewnie, gdyby tak było, to wiele osób nie pogniewałoby się za to zbytnio, lecz nadal wyjący alarm nie pozwalał skupić się dostatecznie. Uczniowie zatem porozchodzili się do swoich domów, lub tak jak miało to miejsce w rzeczywistości u większości zebranych do pokojów w internacie.
Wiecie, co było najlepsze w tym wszystkim? Najlepszy był powód.
Od początku Września w szkole trwa remont jednego z trzech budynków. Okazało się, że owe czujniki zareagowały, ponieważ osadził się na nich pył. Pył powstał w wyniku prac remontowych, a urządzenia błędnie interpretując ten osad jako dym pożarowy włączyły się i przerwały wszelkie aktualnie odbywające się czynności.
Ciekawie, nie?
Na dodatek później jakaś pani mierzyła czas, od momentu rozpoczęcia alarmu do jego wyłączenia. Efekt końcowy tego przedsięwzięcia? Owy alarm wył przez 30 minut.
Tak więc, morał z tego wywodu jest następujący: nigdy nie wiecie co przyniesie wam dzień. W jednej chwili siedzicie na lekcjach, a w drugiej wychodzicie, bo jakiemuś wariującemu alarmowi się przypomniało, że funkcjonuje i postanowił wam uprzyjemnić życie. Wychodzicie, więc, aby przez następnych dziesięć, piętnaście minut wysłuchiwać jego protestów i informowania o domniemanym niebezpieczeństwie.
Przyjemne popołudnie.
Oby nigdy więcej temu podobnych chwil w czasie najbliższych sześciu miesięcy.
Pozdrawiam
Magda

EltenLink